Oto iPod Shuffle. Jest mały, lekki, nie ma dotykowego ekranu, nie ma nawet zwykłego ekranu, ma za to 6 guzików, jeden suwak, klips, diodę i… moją dozgonną miłość.
Gdy rozważałem jego zakup, zastanawiałem się, czy warto zapłacić tak dużą, jak na tak nieduże urządzenie, kwotę. Zastanawiałem się, czy będę go używał i czy w ogóle go potrzebuję. Ostatecznie, zdecydowałem się na zakup. Używam tego iPoda codziennie od 4 lat i dziś mogę Wam powiedzieć tylko jedno – ten mały iPod jest wielki.
W czym jest lepszy od innych odtwarzaczy albo od telefonów, z których większość z nas słucha muzyki? Otóż: jest prosty. Robi tylko to, co ma robić – gra. Nic więcej.W żaden sposób mi nie przeszkadza, nie odwraca mojej uwagi od muzyki.
Zamiast trzymać odtwarzacz w kieszeni, przyczepiamy go za pomocą wbudowanego klipsa, gdzie nam wygodnie. Jest to świetne rozwiązanie, nawet podczas podróży autobusem, ale jeżeli przychodzi czas na spacer po mieście albo jakikolwiek sport czy, tak ostatnio modną, siłownię – nie ma nic lepszego, niż możliwość przypięcia swojej muzyki do koszulki.
Wszystkie funkcje tego odtwarzacza mogę obsłużyć zupełnie na niego nie patrząc. Prawdę mówiąc, gdy rano jadę do szkoły busem, nie przerywam sobie nawet mojej busowej drzemki, nie otwieram oczu, gdy chcę zmienić piosenkę lub głośność. W zimowym wariancie, trzymam ręce i iPoda w kieszeniach, nadal mając pełną kontrolę nad muzyką. Nie muszę chyba mówić, jak się ma to do wyciągania i obsługi telefonu. Zawsze w głębi duszy śmieję się, gdy w zimę, kiedy rano jest ciemno, ludzie walą sobie co chwilę po oczach ekranami telefonów, zmieniając odtwarzany kawałek.
Brak ekranu w odtwarzaczu nie oznacza jednak braku informacji o muzyce. Gdy wciśnięty zostanie srebrny guzik na górze urządzenia, w słuchawkach usłyszymy tytuł i wykonawcę utworu, będziemy mogli wybrać playlistę lub iPod grzecznie powie, ile procent baterii mu zostało.
Brak ekranu za to oznacza oszczędność energii. iPod ten działa na baterii dłużej niż uczeń Dubois musi się uczyć do sprawdzianu. Z matmy. U profesora Rudeckiego. Czyli działa długo. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się rozładował, ani kiedy ostatni raz go ładowałem. Perpetuum mobile? Aż tak super nie jest – po prostu podłączam iPoda raz na dwa tygodnie, a może i trzy, żeby zgrać nową muzykę. W tym czasie iPod pobiera tyle prądu z gniazda komputera, że starcza mu go na kolejne dwa lub trzy tygodnie grania, po minimum godzinę dziennie. Bomba, co?
Wszystkie te cechy sprawiają, że dla mnie jest to odtwarzacz idealny. W połączeniu z dobrymi (nie fabrycznymi) słuchawkami, nie mogę wyobrazić sobie lepszego zestawu. Odtwarzacz ten mnie nie rozprasza, niezależnie od tego, czy skupiam się na muzyce, czy własnych myślach. Samo urządzenie jakby znika, a wrażenie to jeszcze bardziej potęguje jego znikoma masa i rozmiary. Oczywiście, odtwarzacz muzyczny jest sprawą bardzo osobistą. Ktoś może potrzebować większej pojemności, ktoś może lubić wertować swoje opasłe zbiory muzyczne w poszukiwaniu tej jednej, jedynej piosenki na dany poranek, ale jeżeli o mnie chodzi – iPod Shuffle 4. generacji to wszystko, czego potrzebuję do słuchania muzyki poza domem.