Nowy album Taylor Swift, który ukazał się pod koniec ubiegłego roku, absolutnie zawładnął listami przebojów, a przede wszystkim sprzedaży. Jego premierze towarzyszyła mała kontrowersja, wywołana tym, że wytwórnia usunęła muzykę artystki ze wszystkich platform streamingowych, takich jak Spotify.
Album w pierwszym tygodniu rozszedł się w liczbie 1.2 miliona egzemplarzy. Nic dziwnego, Taylor ma wielu fanów na całym świecie, sama się do nich zaliczam. Najnowszy album jednak wywołał we mnie co najmniej mieszane uczucia. Przede wszystkim jest na wskroś popowy, po country nie został nawet ślad. Wypełniają go raczej wesołe utwory, może trochę brakować tych wolniejszych ballad czy smutnych piosenek o złamanym sercu.
Ale taka prawda, że Taylor nawet pop zrobi po prostu dobry. Pomagali jej w tym m.in. Ryan Tedder z OneRepublic czy Imogen Heap. Ale to, co najlepsze w jej muzyce, czyli niesamowite testy i niezwykła umiejętność opowiadania historii, pozostały. Osoby, które ceniły sobie właśnie to i nie przeszkadza im odrobina muzyki pop, nie będą zawiedzione.
Hanna Paciocha
Fot. z nagłówka: MyCanon – Taylor Swift;CC BY 2.0;http://pt.wikipedia.org/wiki/Grammy_Award_para_Album_of_the_Year#mediaviewer/File:Taylor_Swift_Red_Tour_2013.jpg