Jest już listopad. Pierwszaki już się powoli oswajają z nowym otoczeniem tak zwanego “Dibulca”, dla drugoklasistów zbliżają sie połowniki, a do maturzystów dociera, że egzamin już za 160 dni.
W poniedziałek o 7:59 było słychać na korytarzu zdesperowany krzyk ucznia “Jak żyć?!”.
“Odpowiedź jest prosta.”- powiedziałby biolchem – “Oddychaj, by w twoim organizmie zachodziła wymiana gazowa i o ile twoje serce zapewni dopływ krwi powinno być OK.” Jednak takie naukowe rozwiązanie problemu nie jest satysfakcjonujące. Za tym pytaniem “Jak żyć?” kryje się o wiele więcej niż wątpliwość we własną zdolność do istnienia, bowiem do tego pytania przyczyniło się wiele zdarzeń. Być może przyczyną była kolejna praca klasowa z matematyki (to zagadnienie nie potrzebuje komentarza), wszyscy z klasy zdają się okropnymi pasożytami pragnącymi twoich świeżo napisanych notatek z polskiego, a może powodem był wzrost cen bułek z marmoladą w szkolnym sklepiku (smutny fakt, o którym dowiedziałeś się stojąc w kolejce z odliczoną kwotą 1,80 zł , gdy wtem przy okienku miła pani ze współczuciem ogłasza ci, że to nie wystarcza by zapłacić za boski wyrób piekarniczy).
Nieważne czemu zadano pytanie, ważne by mieć na nie odpowiedź.
W takim razie: jak żyć?
Po pierwsze: tak jak to mądry biolchem powiedział, oddychaj. Wdech nosem. Wydech buzią. Mimo że nie rozwiąże to zbyt dużo problemów, na pewno pomoże Ci się uspokoić. Szkoła jest stresująca – każdy o tym wie, ale wręcz niezdrowe jest przejmowanie się i stresowaniem się w s z y s t k i m. Ustal co jest dla ciebie ważne, a co nie. Możesz zrobić listę w myślach lub dosłownie spisać na kartce. Jeśli kompletnie wszystko wydaje ci się istotne i potrzebne, to chociaż wybierz swoje priorytety. Jak to kiedyś profesor z matematyki raz powiedział: trzeba ustalić piramidę potrzeb.
(Oczywiście, Panie Profesorze, matematyka stoi u mnie na pierwszym miejscu. Nie zważajmy na moje oceny w tym semestrze, to tylko rozgrzewka.)
Po drugie: skup się. Jeśli laptop Cię rozprasza lub telefon wzywa Cię swoimi powiadomieniami – zwyczajnie odłóż go, wyłącz dźwięk. Wiadomo, że łatwiej się mówi niż robi, szczególnie kiedy na ekranie pojawia się kolejny filmik słodkiego kotka, albo automatycznie włącza się następny odcinek “Przyjaciół” na Netflix’sie. Jednak jest to jedyne wyjście by naprawdę zabrać się do roboty.
Brutalne – wiem.
Jeśli mimo wszystko wiesz, że skończy się twoje sprawdzenie słówka z angielskiego w słowniku internetowym na przeglądaniu zdjęć na Instagramie to nie martw się. Jest dla Ciebie jeszcze ratunek. Jest mnóstwo aplikacji, które pomagają ograniczać kunktatorstwo (osobiście polecam “Forest – Stay Focused”). Jest też zawsze Rodzic, którego możesz poprosić, żeby zwyczajnie zaopiekował się Twoim kochanym sprzętem elektronicznym na parę godzin, abyś wreszcie skończył to zadanie z chemii, z którym zwlekasz od paru godzin.
Innym rozwiązaniem jest zmiana otoczenia. Jeśli nie potrafisz się skupić w domu, to może lepszym rozwiązaniem dla Ciebie jest uczenie się w bibliotece lub kawiarni. Tam wszyscy będą na Ciebie patrzeć i oceniać czy robisz odpowiednią ilość ćwiczeń z biologii ;).
Dodatkową radą jest znalezienie sobie grupy osób, z którymi możesz się uczyć lub motywować się nawzajem. Brzmi bardzo “kujonowstwo”, ale warto to wypróbować. Podkreślam tylko, że nie musi to być koniecznie Twoje najbliższa paczka przyjaciół, bo potrzebni są ludzie, z którymi się będziesz naprawdę uczył a nie ‘obijał’. Łatwiej się uczy nowych zagadnień lub robi powtórkę przed sprawdzianem w grupie, ponieważ można się dzielić wiedzą, pomagać sobie nawzajem.
O wiele łatwiej jest spytać się koleżanki “o co chodzi” niż nauczyciela, prawda?
Jeśli jest przedmiot, którego szczerze nienawidzisz, albo trudno jest Ci się za niego zabrać (np. zwyczajnie nawet nie chce Ci się otwierać podręcznika) to bardzo polecam zasadę “30 sekund”. Ta zasada, a tak naprawdę wyzwanie, polegana na robieniu danego zadania, bądź uczeniu się danego przedmiotu początkowo tylko przez 30 sekund. Jeśli nawet to jest dla Ciebie trudne to wystarczy, żebyś miał przed sobą otwartą książkę przez ten czas. Nie liczy się, jeśli obok leży komputer z włączonym Facebookiem czy włączonym w tle filmikiem. Jak przez te 30 sekund przyzwyczaisz się do danej czynności to gwarantuję, że kontynuacja rozwiązywania zadania bądź nauki pójdzie “z górki”. Początki są najtrudniejsze.
Kolejnym punktem, którym chciałabym się zająć to dobre gospodarowanie czasem. Częstą wymówką uczniowską to słowa “nie mam czasu”. Nieprawda.
Oczywiście gdybym miała przeanalizować plan lekcji szkolnych oraz zajęć dodatkowych uczniów słynnego “Dibuła” to dostrzegłabym, że niektórzy mają teoretycznie więcej czasu niż inni. ALE: sprawa wygląda inaczej. Ludzie nie wykorzystują czasu, który przecieka im przez palce.
Przykład nr 1
“Nie mam czasu czytać, bo mam za dużo roboty”
Wystarczy wziąć książkę ze sobą. Wszędzie. Okazuje się, że jest wiele chwil w ciągu naszego dnia, kiedy nie robimy nic szczególnego, a moglibyśmy je pozytywnie spożytkować np. droga do szkoły, droga powrotna, czekanie pod salą lekcyjną, siedzenie w poczekalni u ortodonty. Już pomijam fakt, że zamiast oglądania bezsensownych filmików na YouTube’ie lub przeglądania “Snapów” ludzi, których nawet nie znasz możesz zrobić coś bardziej wartościowego. Żyjemy też w XXIw. więc jeśli uznajesz, że ciężka książka tylko ci plecy uszkodzi, to może ściągnij wersję PDF na telefon. Może warto też przesłuchać Audiobooka zamiast album Arctic Monkeys, który znasz już na pamięć.
Przykład nr. 2
“Nie mam czasu spotykać się ze znajomymi” lub
“Nie miałem czasu na lekcje w weekend, bo byłem na 18tce”
Czas wolny jest ważny. Nie da się pracować 24/7. Ważne jest ustalenie sobie pewnych granic. Trzeba znaleźć złoty środek, by nie zaniedbywać ani szkoły ani zwykłych relacji międzyludzkich. Odrabiaj jak najwięcej lekcji na bieżąco. Wiem, że brzmi to jak rada nauczyciela z fizyki czy hisu, ale mają racje. Wystarczy produktywnie spędzić czas na okienkach, bądź dodatkowe pół godziny w domu.
Jeśli wiesz, że w sobotę będziesz na imprezie to “poświęć się” i zrób jak najwięcej w piątek. Uwierz, będziesz mi wdzięczny.
Przykład nr. 3
“Nie wyrabiam się.”
Mało czasu. Mało snu. Dużo ‘ostatecznych terminów’.
Sen jest istotny. Zarywanie nocek i siedzenie do 3ciej rano nad geografią może będzie miało dobre skutki na sprawdzianie następnego dnia, lecz zdecydowanie nie będą one długotrwale. Na dłuższą metę nie jest to odpowiednie rozwiązanie. Mózg lepiej funkcjonuje, jeśli człowiek śpi po min. 6-8h dziennie. Chodzenie do szkoły wiecznie zmęczonym jest zupełnie bez sensu. Nie możesz się skupić, zasypiasz w każdej możliwej pozycji i marzysz tylko o położeniu się na mięciusiej poduszeczce, która czeka na ciebie w domu.
Jestem świadoma, że zdarza się i tak, że mimo mądrego rozłożenia sobie pracy w czasie, potykasz się o własne nogi. W takich momentach wystarczy spokojnie odrobić choć ułamek zupełnie koniecznych lekcji, wyspać się i zwyczajnie przetrwać jakiś “gorszy dzień”.
Należy pamietać, że “złe dni” istnieją i zdarzają sie każdemu. Bywają takie katastroficzne 24-godzinne pt. “Seria niefortunnych zdarzeń” jak w książkach Lemony Snicket.
Spokojnie, dasz radę. Jutro jest nowy dzień. Trzeba tylko zaakceptować zaistniałe sytuacje, pozbyć się smutku, rozedrzeć parę kartek, może posłuchać ulubionego utworu lub popisać w dzienniku i iść dalej. Skup się na tym co dobre i pozytywne.
Rad jest nieskończenie wiele. A mimo, że nieskończoność nieskończoności nie równe wystarczy przyjąć tylko kilka porad, a będzie widoczny postęp.
Powoli, ale do przodu. Słowami mojej podstawówkowej idolki Hanny Montany: “Ain’t about how fast I get there, Ain’t about what’s waiting on the other side, It’s the climb”* 😉
Powodzenia!
* “Nie ma znaczenia jak szybko pokonam tę górę, Nie ma znaczenia co czeka na mnie po drugiej stronie, Chodzi o to, by się na nią wspiąć”