„Pokolenie Ikea” to książka autorstwa Piotra C. Sam fakt, że napisał ją mężczyzna, zaintrygował mnie, dlatego postanowiłam ją kupić. Jest to opowieść o ludziach, którzy nie mają czasu na normalne życie, a większość wolnych chwil spędzają w klubach lub w pracy, aby spłacić kredyt hipoteczny.
Czarny – pseudonim Piotra C. – jest trzydziestoletnim prawnikiem, zwykłym szarym pracownikiem w ogromnej korporacji. Ma normalnych znajomych, rodzinę, przyjaciółkę Olgę i co weekend inną pannę. Codzienne, poranne wstawanie do pracy, rozwój i wspinanie się po szczeblach kariery. Rozbuchane życie towarzyskie, bez ograniczeń i zobowiązań, własne mieszkanie, schludne mebelki, ewentualnie pies, kot albo rybki. Tak właśnie życie wyobrażał sobie Czarny. Przecież nie po to harował jak wół w szkole, a potem skończył studia, żeby nic z tego nie mieć. No i co? Wielkie rozczarowanie. Chyba dlatego Piotr C. zdecydował się napisać to COŚ. Książka w przerażającej większości jest kiepskim opisem relacji damsko-męskich, które opierają się na seksie i niczym więcej. Wątki, które pojawiają się na stronach, są tylko wspominką, zaczepką – absolutnie niczego nie wnoszą. Bohaterowie przedstawieni są tylko pod względem: panowie – ilości i sposobu zaliczania kobiet, panie – ilości i sposobu oddawania się mężczyznom. Dlaczego autor nie podał nazwiska? Być może nie był on zbyt dumny ze swojego dzieła, skoro nie odważył się go użyć w pełnej wersji. Biało-czarna szata graficzna prezentuje się dość ciekawie, do tego całość zawiera niecałe 200 stron – dobra pozycja dla lubiących czytać „odmóżdżacze”.
Tak wulgarnej książki jeszcze nie czytałam, choć uważam, że język doskonale opisuje brutalne podejście bohatera do życia i kobiet. Autor nie przebiera w słowach, stara się przekazać wszystko w jak najprostszy sposób. W pewnych momentach czytanie wywołuje niesmak. Czasami można naprawdę się pośmiać, tylko nie wiem, czy z bólu, że czytamy tak beznadziejną książkę, czy z głupoty bohaterów.
Książki rozbudzają we mnie różne emocje. Często, gdy nie pamiętam dokładnie treści, pamiętam uczucia, które towarzyszyły czytaniu, jeśli takie oczywiście się pojawiły. Z “Pokolenia Ikea” nie zostało kompletnie nic. Nie polecam.