Wcale nie tak dawno temu, bo w 2012 roku, Disney przejął LucasFilm i postanowił, ku uciesze fanów, że nowe filmy z uniwersum Gwiezdnych Wojen będą ukazywać się co roku.
I w tym roku dostaliśmy pierwszy film z serii „Gwiezdne Wojny – historie”, a drugi gwiezdnowojenny film Disneya, czyli „Gwiezdne Wojny – historie. Łotr 1.”.
W chronologii uniwersum jest to bezpośredni prequel legendarnej już „Nowej nadziei”, o czym zresztą dowiadujemy się z początkowych napisów Epizodu IV.
„Rebelianckim szpiegom udało się wykraść tajne plany ostatecznej broni Imperium, Gwiazdy Śmierci, uzbrojonej stacji kosmicznej o mocy niszczenia planet”. I choć film Garetha Edwardsa otwiera „Dawno temu, w odległej galaktyce…”, to fanfar George’a Williamsa i wielkich żółtych liter brak. Dostajemy sygnał, że to nie jest główny wątek, jesteśmy na bocznych torach.
Film Edwardsa pokazuje nam obraz Rebelii, która nie jest zjednoczona w walce przeciw Imperium, lecz podzielona. Bardziej zróżnicowana płciowo i poglądowo. Pokazuje także Rebelię z punktu widzenia zwykłych szeregowych. Także Moc ukazana jest inaczej. W tej historii nie ma rycerzy Jedi, a sama Moc jest religią, ścieżką w życiu, a nie źródłem siły.
Najbardziej rozbudowaną postacią jest zdecydowanie Jyn Erso (w tej roli znakomita Felicity Jones) – córka konstruktora Gwiazdy Śmierci, na barkach której będzie spoczywać wielka odpowiedzialność. Reszta obsady (może poza Orsonem Krennicem granym przez Bena Mendelsohna) to proste charaktery podzielone jak w typowym filmie wojennym w stylu „Dział Navarony”, gdzie poza symfonią militarnych starć liczą się również emocjonalne interakcje między bohaterami.
Pomimo kilku niedociągnięć dręczących „Łotra 1.” (chaotyczność w pierwszej kwarcie filmu) jest to najlepszy gwiezdnowojenny film od czasów ”Powrtou Jedi”.
Batalistyczne sceny w kosmosie, niezwykła muzyka Michaela Giacchino i sceny w rodzaju krążownika wyłaniającego się zza Gwiazdy Śmierci, pojawienia się głównej floty Imperium, czy scen Dartha Vadera dostarczają takiej ilości ciar, łez i potężnej dawki emocji, że niedociągnięcia te bledną. W mojej ocenie film ten ma mocne 5-. Życzymy Disney’owi, żeby więcej jego przyszłych filmów (nie tylko z sagi) było chociaż tak dobrych jak ten. Niech Moc będzie z Wami.