Światła, gramofony i Kanye West, czyli o Grammy 2015 słów kilka. – I LO im. St. Dubois w Koszalinie

Światła, gramofony i Kanye West, czyli o Grammy 2015 słów kilka.

Ten artykuł był opublikowany na archiwalnej stronie redakcji „Tytułu”. Podczas integracji starego portalu z witryną www.liceumdubois.pl mogły wystąpić błędy. Przepraszamy za ewentualne problemy z odczytaniem prezentowanych treści.

W Grammy jest coś specjalnego. Czerwony dywan, światła reflektorów, kreacje walczące między sobą o flesze fotoreporterów, to wszystko znajdziemy na innych galach, od Oscarów po (niestety) rodzime Telekamery. Nagrody przyznawane przez amerykańską Narodową Akademię Sztuki mają jednak coś, czym wybijają się ponad rzeszę innych świąt show-biznesu. Tę niepojętą wręcz umiejętność irytowania.

“We’re all singing, all dancing…”

Na głównej stronie imprezy widnieje sonda z zapytaniem: “Co podobało Ci się najbardziej podczas 57 rozdania GRAMMY?”. Prawie połowa publiczności (dokładnie 48%) odpowiedziała, że najlepszym aspektem były występy, jak co roku towarzyszące rozdaniu i ze szczerym sercem przychylam się do tej odpowiedzi. Nie, serio, jeśli nawet Rihanna jest w stanie udowodnić, że jej najnowszy kawałek jest w najgorszym przypadku… do wysłuchania, to wierzcie mi, coś musi być na rzeczy. “FourFiveSeconds”, przy gościnnym udziale Westa i McCartneya okazał się całkiem niezłym singlem. Swoje 5 minut miał też oczywiście Hozier ze swoim flagowym… kawałkiem. Jak wielkie było moje zaskoczenie, że na scenie nie pojawiła się Meghan Trainor, żeby po raz stutysięczny powiedzieć, jak to jest osobiście “All About That Bass”, najwidoczniej rozmowa z grafikami odnośnie sposobu, w jaki mają ją wyretuszować na okładce następnego albumu, zeszła trochę dłużej niż zakładała. Nie żeby mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało, im mniej ogólnoświatowego szerzenia hipokryzji, tym lepiej. W kwestii występów mogę powiedzieć jeszcze tylko jedno: poziom zapotrzebowania na pluszowe rekiny rósł z każdą minutą.images

 

“And the Grammy goes to:”, czyli w 8 nagród dookoła świata

Record of the Year (A.K.A. Most Irritating Song of the Year)

Naprawdę? Sam Smith? Nie mówię, że po jakimś czasie nie był w stanie doprowadzić człowieka do rozstroju nerwowego (ten głos bije Biebera u szczytu kariery), ale przy takiej konkurencji nie brałem go nawet pod uwagę. W końcu nominowana była wspomniana już przeze mnie Trainor (nawet w tej kategorii mnie zawiodłaś Meghan, shame on you), nie wspominając o “Chandelier” Sii, czyli kawałku, który w wakacyjnej liście Radia Zet leciał średnio co 20 minut.

 

Album of the Year (A.K.A. Yeezy Season Approaching)

Grammy nie dba o zwycięzców. Grammy dba o show. Kanye nie dba o zwycięzców. Kanye robi show. Grammy kocha Westa, a West kocha swoją małą gramofonową piaskownicę. Oczywiście sam nigdy się do tego nie przyzna, a Akademia do końca swoich dni będzie udawać oburzoną jego skandalicznym zachowaniem, ale spójrzmy prawdzie w oczy, to symbioza. W 2009 przekonała się o tym Taylor Swift, w tym roku prawie przekonał się tegoroczny zwycięzca Beck, podczas zaplanowanego przez Westa kawału, który przyćmił wszystko, co działo się wcześniej i wszystko, co działo się później. Incydent, podczas którego Kanye próbuje przerwać przemówienie Becka, w ciągu 10 minut stał się najczęściej omawianym tematem na Twitterze. Najwyraźniej “no such thing as bad publicity”. Gwiazdki, chowajcie swoje statuetki, bo Kanye odbiera sławnym i daje… Beyonce.

ROBYN BECK/AFP/Getty Images

beck-kanye-grammys-2015-billboard-650

 

Song of the Year (A.K.A. Nagroda Pocieszenia)

Sam Smith dostaje Record of the Year i jeszcze Nagrodę Pocieszenia? No to już jest tylko wredne Akademio. Cóż, przynajmniej nie Hozier.

 

Best New Artist

Sam, przestań, serio. Dziewczyny z Haim zasłużyły, a ty i tak swoje już dostałeś, oddawaj gramofon. Gdzie Kanye, gdy go potrzebujemy?

Best Dance Recording

Clean Bandit okrada ZHU ze statuetki, bo tak zazwyczaj robią bandyci.

Best Dance Album                            

Chyba jedyna w pełni zasłużona nagroda w tegorocznym rozdaniu. Dobra robota Aphex.

 

Best Rap Song

No dobra, nie jedyna. King Kendrick wygrywa w pierwszej rundzie z Anacondą dzięki zdrowemu rozsądkowi. Może jest nadzieja dla tej gali…

 

Best Rap Album

Nie, chyba jednak nie. Eminem po raz kolejny zgarnia złoto, bo… Eminem. Doskonała logika, droga komisjo.

 

“Love the way you hate me”

Grammy ma w sobie coś specjalnego, tą nieosiągalną dla innych umiejętność irytowania innych, wzbudzania powszechnego oburzenia swoją niesprawiedliwością, patetycznością i szeroko zakrojoną ułudą, budowaniem własnego mitu o byciu “najważniejszą nagrodą w przemyśle muzycznym”. Grammy ma w sobie coś specjalnego, bo nauczyło się korzystać ze złej reklamy, z ogólnoświatowego znienawidzenia, który towarzyszy gali każdego roku. Grammy ma w sobie coś specjalnego, bo jest zabawne, wielkie i równie absurdalne. Grammy ma w sobie coś specjalnego, bo zjednuje fanów muzyki, stając się, choćby na dwa krótkie dni, ich największym wrogiem. Grammy ma w sobie coś specjalnego, bo kochamy je nienawidzić.

 

Grammy jest jedyne w swoim rodzaju.

 

 …wciąż przydałyby się dwa pluszowe rekiny.

Michał Szczepaniak

Serwis www.liceumdubois.pl wykorzystuje tzw. pliki "cookies". Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.