Michał Szczepaniak: Od Oscarów i bohaterskiej walki Pawła Pawlikowskiego z przerywnikiem muzycznym minęło już co prawda trochę czasu, jednak wydaje mi się, że wspomnienia tego niezwykłego sukcesu wciąż pozostają żywe w sercach Polaków i amatorów kina, dlatego na początek najwłaściwsze będą słowa uznania – najszczersze gratulacje
Łukasz Żal: <śmiech> Bardzo dziękuję.
Łukasz Żal: Liceum odegrało z pewnością ogromną rolę, ponieważ to był dla mnie niesamowity i wyjątkowy czas, którego bynajmniej nie spędzaliśmy tylko na nauce, ha! Poznałem tam przyjaciół, z którymi do dzisiaj mam kontakt, więc wydaje mi się, że nie wyszliśmy na tym wszyscy źle. Dzięki koleżance z klasy, Justynie, zacząłem interesować się fotografią i oglądać filmy. Pamiętam też, że pewnego razu przyjechał do szkoły Adam Grudziński z Formacji Młodych Dokumentalistów 77 i zaproponował nam warsztaty filmowe, z których miałem szczęście skorzystać. W szkole bardzo się rozwinąłem, co prawda nie uczyłem się zbyt wiele <śmiech>. Szczerze mówiąc, to miałem same tróje i ogólnie byłem bardzo niedobrym uczniem, o czym często mnie i Cyprianowi [redaktor naczelny „Tytułu” w 1996 roku- przyp. red.] przypominał profesor Janus. Rozwijałem się w sferach, które mnie interesowały: historia, literatura, jak wspominałem – robiłem zdjęcia. A poza szkołą? Oczywiście spotkania, imprezy, jakieś wspólne wypady do miasta, podczas których oglądaliśmy i poznawaliśmy wiele rzeczy, które potem próbowałem fotografować. Wspaniałe czasy, odrobinę nawet szalone.
MS: Nawiązując właśnie do fotografii: dlaczego od początku nie zdecydował się pan na film, lecz raczej z nią wiązał nadzieje na przyszłość? Po skończeniu liceum dwukrotnie zdawał pan właśnie na ten kierunek, jednak bezskutecznie.
Łukasz Żal: Tak, to prawda, a wiązało się to głównie z faktem, że osobiście absolutnie wtedy nie czułem, że mam jakąkolwiek szansę dostać się na sztukę operatorską. Problem polegał na tym, że w Koszalinie w tamtym czasie w ogóle nie było miejsc, w których mógłbym się uczyć lub zdobywać jakąkolwiek wiedzę związaną z tym tematem. Wszystko było trudno dostępne. Literatura, którą dysponowałem, też była nieszczególnie pomocna. Nie miałem także ludzi, którzy mogliby mi jakoś znacząco pomóc. Jedyną osobą, która udzieliła mi wsparcia, był pan z Biblioteki Miejskiej, który zajmował się videoteką, więc chodziłem tam prawie codziennie i wypożyczałem filmy, jednak wciąż to było, w mojej ocenie, trochę za mało, by podążać w tym kierunku.
MS: Ostatecznie, ku również chyba osobistemu zaskoczeniu, skończył Pan właśnie na takim kierunku.
Łukasz Żal: Może wyjaśnię, jak to się dokładnie stało. Jak wspomniałeś, dwukrotnie zdawałem na fotografię, jednak z niewielkim sukcesem, niektórzy profesorowie nawet trochę się ze mnie śmiali. Miałem jedno zdjęcie z jakąś rurą, na której coś się odbijało, a oni szeptali między sobą “Krzysiu, a myślisz że ta rura to taka bardziej ciepłownicza czy jak ci się wydaje, bo ja sam to nie rozumiem”. W końcu, któryś z nich powiedział mi “Proszę pana, jest tyle pięknych rzeczy, jakie można w życiu robić, a pan się uparł na tę fotografię”. Jednak gdy udało mi się już dostać na studia, tym razem we Wrocławiu, i zacząłem robić zdjęcia, nagle poczułem, że fotografia mi do końca nie wystarcza. Zacząłem zazdrościć ludziom robiącym filmy, że mają możliwość tak mocnego oddziaływania emocjonalnego, że ruchoma fotografia w połączeniu z dźwiękiem jest w stanie dużo więcej przekazać niż pojedyncze zdjęcie. Czułem, że fotografia nieruchoma nie jest w stanie wywrzeć tak ogromnego wpływu i zacząłem szukać możliwości, by rozwijać się w kierunku filmowym. Odważyłem się zdawać do szkoły operatorskiej, pomimo niewystarczającej wiedzy, i udało mi się to. Miałem bardzo dobre zdjęcia i myślę, że to zaważyło na opinii profesorów. Czułem ich wsparcie, czułem, że mi pomagają i wyciągają, aż czasami było mi głupio, że byłem aż takim ignorantem, który w niektórych sprawach czegoś tam nie doczytał <śmiech>.
MS: Z tak nagłą decyzją na pewno muszą wiązać się jakieś historie…
Łukasz Żal: Ha, oczywiście. Gdy podjąłem decyzję o zdawaniu, miałem tylko kilka dni na złożenie teczki, z czym musiały pomóc mi koleżanki mojej żony, bo sam absolutnie nie byłem w stanie tego zrobić. Do Łodzi jechałem autostopem, aby złożyć ją na ostatnią chwilę i byłem tak zmęczony, gdyż nie spałem całą noc, że zasnąłem w jakimś rowie, na szczęście wciąż z teczką. Następnie, po przebudzeniu, jakimś cudem udało mi się zdążyć na godzinę 15.00, gdy zamykano sekretariat, aby ją oddać. Pamiętam też, jak podczas egzaminów wstępnych postanowiłem pojechać do mojej żony samochodem i wróciłem nad ranem z nadzieją, że jako “Żal” będę ostatni w kolejce do prac praktycznych. Jednak, zaraz po tym, jak przyjechałem, usłyszałem: “No dobrze, to dzisiaj w sumie zaczniemy od końca, pan Żal jest pierwszy”.
MS: Na szczęście teczka została złożona, a prace w terminie wykonane. W czasie studiów pracował pan nad kilkoma projektami („Mistrz Świata” przykładowo), jednakże wydają się one w większości kolejnymi etapami w drodze do wielkich rzeczy, które nadeszły po ich zakończeniu, mam tu na myśli właśnie “Idę”.
Łukasz Żal: Na początek może sprostuję: to nie było tak, że od razu po studiach nadeszły duże rzeczy, bo w rzeczywistości po studiach było bardzo ciężko. Dodatkowo w międzyczasie doznałem poważnego urazu wskutek wypadku samochodowego, miałem połamane obydwie nogi, co uniemożliwiło mi pracę na prawie rok i również utrudniło mi znalezienie pracy. W tym okresie wielką pomocą byli moi rodzice, którzy wspierali mnie na każdym kroku, również finansowo. Gdy już zacząłem pracować, to również nie działo się tak doskonale, jak mogłoby się wydawać, ponieważ w większości przypadków robiłem jakieś bzdety, realizacje, których nikomu staram się nie pokazywać, bo też i nie ma czego oglądać. Po jakimś czasie zacząłem robić filmy dokumentalne i to one pozwoliły mi zaistnieć, ale to wciąż była bardzo długa droga i niezwykle ciężka, do tego stopnia, że w pewnym momencie byłem gotów przerwać swoją pracę, zostawić wszystko i zająć się czymś innym, zirytowany faktem, że wciąż nie byłem w stanie się sam utrzymać. W tym właśnie momencie, czyli gdy zrobione przeze mnie filmy dokumentalne zostały zauważone, pojawiła się “Ida”.
MS: “Ida”, przy tworzeniu której musiał pan zastąpić Ryszarda Lenczewskiego, człowieka, który tak wiele pana nauczył. Jakie to uczucie – zastąpić swojego mentora przy tak ogromnym projekcie?
Łukasz Żal: Ciekawy jest fakt, że ja praktycznie nie wiem, co czułem. W tamtym momencie byłem trochę jak żołnierz, nie czułem ani stresu, ani jakiejś przygniatającej odpowiedzialności. Podczas kręcenia filmu wydarzyła się taka, a nie inna sytuacja, a ja byłem zmuszony jakoś się do niej odnieść i stanąć na wysokości zadania. Czułem, że nie mogę się już lepiej przygotować i że to jest czas, aby totalnie się skoncentrować i pociągnąć film dalej. Wiedziałem także, że jest to dla mnie ogromna szansa. Wiedziałem, że jeśli to się uda, to może uda mi się zadebiutować i wiedziałem, że muszę ją wykorzystać. Stojąc na planie filmowym, otoczony kamerami, podnośnikami, na każdym kroku zmuszony do podejmowania decyzji, których konsekwencjami były wielkie pieniądze, ponieważ każda godzina na planie kosztuje koszmarne pieniądze, a każdy dzień zdjęciowy wręcz niewyobrażalne, nie byłem zestresowany, pomyślałem sobie, że i tak nie jestem w stanie zrobić niczego poza daniem z siebie wszystkiego i zrobieniem najlepszych zdjęć, jakie będę w stanie. Pracując tam, momentami czułem się jak na szkolnym planie, czułem tę przemożną radość tworzenia, która towarzyszyła mi na studiach, jak przy wspomnianym “Mistrzu Świata”, czułem się jak dziecko, które może budować, bawić się. Przychodziłem na plan, ustawialiśmy z Pawłem kamery, kadry, pracowaliśmy z aktorami, dużo ze sobą rozmawialiśmy, o czym tak naprawdę ma być ten film. Dopiero w momencie, w którym film został skończony, gdy wróciłem do domu, to nagle poczułem, jak zszedł ze mnie cały stres, który mi towarzyszył, jednak którego obecności cały czas nie byłem do końca świadomy. Przez jakiś czas nawet nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
MS: Przy tak dużych oczekiwaniach, mówię tu o chęci zadebiutowania i wykorzystania szansy, musiały pojawić się jakieś myśli zwątpienia, co tak naprawdę z tego filmu wyjdzie, czy się uda, czy przekaże to, co powinien był przekazać.
Łukasz Żal: Tak, wszyscy na planie mieli poczucie, że nie do końca wiedzieli, co z tego będzie. Myślę, że jeśli się w coś wierzy i włoży się w to mnóstwo wysiłku, to na pewno wyjdzie z tego coś dobrego, nawet jeśli w trakcie pracy nie wiemy jeszcze dokładnie, czym będzie ani jak dobre się okaże. Tym razem efekt tej pracy kompletnie nas przerósł, mnie osobiście wręcz przytłoczył, lecz cały czas po prostu cieszyłem się, że mogę zrobić film.
MS: Mówi Pan tu o nominacji do Oscara? Chciał Pan go otrzymać?
Łukasz Żal: Nie, wręcz przeciwnie, niezmiernie się cieszę, że go nie wygrałem. Dzięki temu byłem spokojny, bo wiedziałem, że nikt nie będzie mi więcej zadawał żadnych pytań ani nie będę musiał udzielać żadnych wywiadów, lecz tylko cieszyć się wyjazdem z rodziną, bo na rozdanie pojechałem wraz z nimi. Podobał mi się fakt, że nagle przestałem być dla wszystkich ważny. Poza tym o wiele bardziej cieszę się, że film zdobył Oscara, a ja nie, niż gdyby było na odwrót. <śmiech> No i nie przygotowałem mowy.
MS: Niedawno z Wojciechem Kasperskim pracował Pan nad kolejnym filmem “Na granicy”, pierwszym filmem po “Idzie” i kolejnym krokiem w- już na tym etapie- wielkiej, karierze. Jakie ma pan plany?
Łukasz Żal: Bez przesady, wcale nie takiej wielkiej, zrobiłem jak na razie dopiero trzy filmy fabularne. A co do przyszłości… Chciałbym po prostu robić dobre filmy, takie, w których mogę coś od siebie przekazać, takie, dzięki którym mogę się czegoś osobiście nauczyć i dalej rozwijać, ponieważ na tym powinna właśnie polegać praca zawodowa. Na robieniu dobrych i mądrych rzeczy, nad którymi praca sprawia nam nieustannie przyjemność. Od czasu do czasu staram się przypominać sobie, po co w ogóle poszedłem do tej szkoły i przypomina mi się czas w Dubois. W jednym dniu mieliśmy chemię o jakiejś szalonej godzinie, szóstej coś tam, więc wstawałem rano i szedłem biegać. Właśnie wtedy czułem potrzebę, że chciałbym coś zrobić, coś powiedzieć, jednak nie miałem pojęcia, w jaki sposób. Pracowałem w „Tytule”, wraz z resztą redakcji tworzyliśmy rzeczy, o których wartości intelektualnej nie jestem przekonany do dzisiaj, lecz przynajmniej dobrze się bawiliśmy, udzielałem się w teatrze, jednak podobno miałem słabą dykcję, więc to też było dość słabe. Manualnie też byłem nieuzdolniony, więc o żadnym malowaniu nie było mowy. Jednak nieustannie miałem tę potrzebę przekazania czegoś od siebie i na całe szczęście udało mi się odnaleźć drogę, w której udaje mi się to robić. Wciąż mam tę potrzebę i właśnie dlatego cieszę się, że mogę pracować nad takimi filmami, że w nich czuję się spełniony, mając nadzieję, że widzowie zauważą mój wkład, czy to w jakimś obrazie, układzie światła. Chcę robić filmy ważne, które nawet jeśli nie zmienią, to chociaż zwrócą uwagę. Chciałbym mieć też czas na swoje własne życie, jak to powiada Paweł Pawlikowski “Najbardziej dramatyczne jest życie”. Cały czas czuję, że mam jeszcze dużo do odkrycia i mam nadzieję, że z tej puli uda mi się poznać jak najwięcej.
MS: Dziękuję bardzo za rozmowę i Pański czas.
Łukasz Żal: Ja również dziękuję.